You are currently browsing the fansite in: English.
Comments
6
Language
PL
Views
101
Length [min]
7
Nowy community manager, Burchan opisał swoje wrażenia podczas przygód swojej nowej postaci w Tibii. Współtowarzyszmy Burchanowi w jego podróży po wyspach nowicjuszy - po Dawnporcie i po Rookgaardzie.
G-gdz-gdzie... Gdzie ja jestem? Coś musiało pójść nie tak. To nie jest miejsce, w którym powinienem być... Burchan miał pojawić się w starej świątyni, a miejsce, w którym się teraz znajduje wyglądało zupełnie inaczej. Rozejrzał się wokół i uświadomił sobie, że znajduje się w małej jaskini. Na drugi rzut oka zauważył jednak, że nie jest to jaskinia, a swego rodzaju piwnica. Stara, zdeprawowana piwnica.
Muszę się skupić... Nie ma powodów do paniki. Gdzie ten kawałek papieru...? Przeszukał swoje kieszenie i z lewej kieszonki wyciągnął stary skrawek. Niektóre litery były zamazane, więc próbował jakoś odgadnąć słowa. Idź _o wyspy zwan__ R_o_ga__d. Odnajdź Vascalira. ______ Akademia. Śpiesz się, ___ kłopoty było wszystkim, co mógł odczytać.
Świetny początek... myślał, wchodząc po schodach na wyższe piętro, z którego już słyszał jakieś głosy i śmiechy. Kiedy dotarł na samą górę, stał na środku forpoczty podróżników z wieloma osobami, spieszącymi w kierunku różnych wyjść, szybko zmieniając ubrania każdego razu, gdy opuszczali budynek. Mamroczą coś oni o jakichś zaklęciach, runach i profesjach do wyboru. Burchan słysząc te słowa, poczuł się zagubiony. Kiedy rozejrzał się dookoła, zauważył człowieka w rogu, imieniem Inigo. Gdy Burchan podchodził do niego, Inigo patrzał na niego, jakby już wiedział, kim on jest i czego chce. Burcha potrzebował pomocy, a ten człowiek wyglądał na osobę, która dostarczy mu niezbędnych informacji o tym miejscu. Inigo pozdrowił go i zaoferował swoją pomoc, dzięki czemu Burchan otrzymał wiele odpowiedzi. Tym miejscem był Dawnport - miejsce, w którym ludzie uczyli się sztuki walki i przygotowywali się do ciężkiej podróży po świecie wypełnionym niebezpieczeństwami i bestialstwem.
Burchan pamiętał słowa na starej kartce papieru. Zdecydowanie nie było tam ani wzmianki o Dawnporcie. Muszę dostać się do miejsca nazywanego Riotguardem albo coś w ten deseń. Słyszałeś kiedykolwiek o tej wyspie? Proszę, powiedz mi. Inigo nie rozpoznawał takiego miejsca, ale powtarzał sobie szeptem tą nazwę znowu i znowu. Nagle otworzył oczy szeroko i stwierdził: Rookgaard! Jest taka wyspa, która nazywa się Rookgaard. Odwiedzałem ją dawno temu.
Burchan poczuł ulgę i był bardzo zadowolony. Rookgaard. Była to wyspa i pasowała do wiadomości z kartki. To była najlepsza szansa, by się tam udać. To właśnie tam rozpocznie się przygoda. Tak, przypuszczam, że to wyspa, której szukam! Zabierzesz mnie tam? Tak szybko, jak trwało to stwierdzenie, Inigo otworzył portal i chwilę później Burcha stał wewnątrz małej świątyni daleko stąd. Spoglądając jeszcze przez zamykający się portal, pomachał do swojego nowego przyjaciela, którego raczej już nigdy więcej nie spotka.
Gdy się odwrócił, niemal podbiegł do mnicha. Przyjazdy stary człowiek w brązowej szacie przedstawił się jako Cipfried. Zaoferował Burchanowi, by przychodził do niego zawsze, gdy ma kłopoty. Odkąd Rookgaard jest niebezpiecznym miejscem, jego umiejętności leczące są bardzo przydatne. Gdy duchowny przytoczył dzikie zwierzęta i bestie, Burchan postanowił sprawdzić swój ekwipunek. Maczuga, zwykła kurteczka, kilka pochodni i lina były wszystkim, co znalazł w swoim plecaku. Ponadto, trzy monety brzęczały w jego kieszeni obok jabłka. Niezbyt wiele, ale lepsze to, niż nic. Może poprawię stan swojego inwentarzu w mieście pomyślał, kierując się na północ, by odnaleźć Vascalira.
Miasto, które odnalazł, było nieduże. Jednak olbrzymi budynek zdominował wizerunek tej mieściny. Dom Royal Tibian Adventurers Academy. Burchan wyłowił szybiutko notatkę ze swojej kieszeni i przypomniał sobie, że przecież akademia była w niej wzmiankowana. Wszedł do budynku i zobaczył rudego mężczyznę w zielonej zbroi. Okazało się, że jest to Vascalir. Wyglądał na zmęczonego. Rookgaard ma kłopoty rozpoczął rozmowę z Burchanem. W jego głowie słychać było desperację, a sił w tym było niewiele. Ten człowiek musiał widzieć okropne rzeczy, jego oczy wydawały się puste i bez choćby iskry nadziei. Płakał ze smutku zanim zaczął opowiadać swoją historię: Kraknaknork, potężna bestia z rasy orków terroryzuje miasto, a żaden człowiek nie jest w stanie z nim walczyć.
Gdy Burchan pokazał mu skrawek papieru, Vascalir przez moment nie mógł złapać tchu. Stał opierając się o regał na książki. Ty... ty nie jesteś z tego świata, prawda? Wysłałem ten list bardzo dawno temu przez portal do innego wymiaru. Nasz najlepszy czarodziej był w stanie otworzyć go tylko na krótki czas. Była to nasza jedyna szansa. Nie byłem pewien, czy moja wiadomość w ogóle kiedykolwiek gdzieś dotrze. Chwała Fardosowi i Umanowi za przyprowadzenie ciebie tutaj! Burcha nie był pewny, jak uporać się z tą sytuacją. Tak, on został wysłany do tego wymiaru przez swojego starszawego dziadka. Wyglądało to na dobry pomysł, by przenieść się do świata, nazywanego Tibią. Burchan był młodym i niedoświadczonym człowiekiem, który niewątpliwie potrzebował treningu, by stać się prawdziwym wojownikiem, ale walka z wszechmocnym orkiem? To wykraczało ponad jego wyobrażenia. Zaczął się pocić, patrząc na Vascalira. Kurka wodna, w co ja się wpakowałem? Z drugiej strony, Vascalir był rozpalony, a policzki zaczęły mu świecić. Minutę temu przed Burchanem stał człowiek, który był zmarnowany i bez sensu istnienia. Prawie gotów był, by rzucić ręcznik. Teraz natomiast stoi wojownik, odzyskujący siłę i nadzieję na lepsze jutro. I on miał powód do tej przemiany. Nie, on już nie mógł się z tego wycofać. Zróbmy to! powiedział.
Ale muszę ci się do czegoś przyznać, Vascalir. Nie jestem bohaterem, jakiego oczekujesz. Nie posiadam właściwego ekwipunku i brakuje mi sił do walki z orkiem. Burchan musiał to powiedzieć, nawet jeśli miałoby to całkowicie zepsuć atmosferę. Rozumiem. odpowiedział Vascalir. Nieważne, w tobie tkwi olbrzymi potencjał, czuję to. Na tą chwilę, dam ci kilka małych zadań, które pomogą ci się wzmocnić i kto wie, może sprawisz sobie przy okazji lepszy ekwipunek.
Przez kolejne dni i tygodnie, Burchan nosił ciężkie kamienie do katapulty i polował na szczury za murami miasta. Po zakończeniu wszystkich zadań, dorobił się tarczy i szabli jako nagród. Zrobił raczej dobry wrażenie, więc polecono mu, by wykonał kilka zadań poza miastem. Za każdym skończonym zleceniem, czuł się silniejszy. W końcu był zdolny do walki z mniejszymi insektami i wężami. Z każdym wygranym bojem jego umiejętności zwiększały się. Cipfried okazał się nieocenionym wsparciem, gdy Burchan wracał z polowań. Był na miejscu zawsze, gdy Burchan wracał z jaskini pająków, otruty i prawie zagryziony na śmierć przez niebezpieczną pajęczą królową. Był w stanie agonii przez wiele tygodni, lecz był zdolny do przetrwania tylko dzięki uzdrowicielskiej wiedzy mnicha. Cipfried usuwał niezliczoną ilość wilczych kłów z jego kości i zszywał jego rany, gdy ten był napadnięty przez watahę wilków. Wiele razy Burchan widział już światełko w tunelu, ale zawsze wyrywał się z paszczy śmierci w ostatnim momencie. Nawet jeśli Burchan poprawiał swoje umiejętności z dnia na dzień, to sytuacja w mieście tylko się pogarszała. Trolom udało się wybudować tunel i dostać się do piwnicy akademii, w której podłożyły ogień. Gdyby nie bohaterskie zachowanie Burchana, bardzo cenna książka o języku orków zostałaby utracona na zawsze. To był czas na odwet. Burchan zdobył już dość siły, by z łatwością przechodzić przez lochy trolów i był już zdolny do zniszczenia tunelu obok akademii na dobre. Razem z Vascalirem obmyślili plan, jak przeniknąć do fortecy orków i otruć Kraknaknorka, aby ostatecznie przywrócić spokój temu miastu. Po zdobyciu śmiercionośnego jadu osy (co? - przyp. red.) i pokonaniu chodzacej śmierci w cmentarnej krypcie, wszystko było gotowe do ostatecznej wielkiej bitki. Burchan wiedział, że jest to czas na wypełnienie swojego przeznaczenia. Albo zostanie pokonany, albo będzie w stanie ocalić Rookgaard od jego napierających sąsiadów.